Parę miesięcy temu rano. Jeden wielki cyrk, pośpiech, płacz. Marta siedzi zaryczana i krzyczy:
- Pociesiaj mnie! Pociesiaj!
Biorę dziecko na kolana i przytulam, całuję, głaskam.
- I co już lepiej?
- Tak, ale pociesiaj mnie!
- Ale ja już nie wiem jak Cię pocieszyć...
- Grzebieniem przecież mamo!!!
Hahahahah! :) Uwielbiam Wasze dialogi Martusia jest mistrzynią gier słownych :)
OdpowiedzUsuńJakże miło tu wejść i przeczytać takie "pociesiające" historie:D
OdpowiedzUsuńhehe :-)
OdpowiedzUsuńNiezłą masz córkę!
OdpowiedzUsuń